Jeśli się przyznawać do zdrady to tylko terapeucie

Po co się przyznawać? Po to, żeby zrzucić swoje poczucie winy, przerzucić je na drugą stronę? Z seksuologiem Andrzejem Depko rozmawia Anna Dobrydnio Jedna z naszych czytelniczek, prywatna detektywka, napisała, że zdrada prędzej czy później dotknie każdą z nas – jako zdradzającą albo zdradzaną. Jak to wygląda z pana perspektywy? Na tej samej zasadzie jako…

Po co się przyznawać? Po to, żeby zrzucić swoje poczucie winy, przerzucić je na drugą stronę? Z seksuologiem Andrzejem Depko rozmawia Anna Dobrydnio Jedna z naszych czytelniczek, prywatna detektywka, napisała, że zdrada prędzej czy później dotknie każdą z nas – jako zdradzającą albo zdradzaną. Jak to wygląda z pana perspektywy? Na tej samej zasadzie jako seksuolog powinienem powiedzieć, że prędzej czy później każdy z nas będzie miał jakieś zaburzenie seksualne. Dla mnie to jest takie rzutowanie swojej pracy na wszystkich pozostałych. Nie zgadzam się z takim stwierdzeniem.

Czyli nie jest tak źle?

Zdrada jest rezultatem albo pewnych niedoborów, które były w związku od samego początku, tylko ludzie ich nie dostrzegali, bo byli na przykład nadmiernie zafascynowani swoją erotyką, albo wynika z tego, że po jakimś czasie układ partnerski zostaje wyeksploatowany. I pojawia się problem, jak sobie poradzić z kolejnymi fazami kryzysu, który jest w związku nieunikniony. Kryzys jest wynikiem interakcji pomiędzy dwojgiem ludzi o różnych cechach charakteru, o różnych temperamentach czy uwarunkowaniach socjokulturowych. I niektórzy zdradzają właśnie wtedy, kiedy się pojawia. Zdrada jest dla nich zastępczym sposobem rozwiązywania bolesnych konfliktów.

Inni natomiast w momencie, gdy pojawia się kryzys, nie zdradzają, tylko wspólnie szukają możliwości rozwiązania konfliktu. Jeżeli pojawiają się problemy ze wzajemnym pożądaniem, to nie szukają potwierdzenia w innych związkach czy poza związkiem, tylko idą do seksuologa albo psychologa, żeby znaleźć przyczynę, dlaczego seks, który sprawiał nam przyjemność, teraz jej nie dostarcza.

Są też ludzie, którzy zawsze będą zdradzać, ponieważ potrzebują związków dopełniających się, czyli ten związek, który jest tu i teraz, trwa, służy do zaspokojenia potrzeby bezpieczeństwa, a związek zewnętrzny służy ekscytacji i emocji, daje jakiś napęd życiowy. Ale i jeden, i drugi musi trwać równolegle

Co to znaczy, że układ partnerski zostaje wyeksploatowany?

Z wiekiem mamy coraz mniej czasu dla siebie, zaczynamy się zajmować swoją pracą zawodową, okazuje się, że nasze wspólne cele życiowe od początku postawione były w sposób niespójny, niekompatybilny ze sobą, każdy zaczyna realizować swoją własną wizję życiową, angażuje się w aktywności, które skutkują tym, że nagle się okazuje, iż pod jednym dachem żyje dwoje całkowicie obcych sobie ludzi.

Albo może tak się zdarzyć, że jeden z partnerów jest bardzo dominujący i cały czas narzuca swój światopogląd, swój punkt widzenia, swoje oczekiwania, a druga strona przez ileś czasu się na to zgadza, ale po jakichś siedmiu latach wyczerpują się jej mechanizmy kompensacyjne i już nie chce dalej być osobą wykorzystywaną.

Można doszukać się jakiejś reguły w tym, co jest najczęstszym powodem zdrady?

Nie ma kryteriów uniwersalnych, bo ludzie się różnią i motywacja do zdrady u każdego człowieka jest inna. Ktoś zdradza, bo ma nieudane życie seksualne i szuka urozmaicenia poza związkiem. Ktoś inny zdradza po to, by ukarać partnera czy partnerkę za jakieś rzeczywiste lub wyimaginowane krzywdy. Ktoś zdradza, ponieważ jego związek się wypalił i poszukuje odrobiny szczęścia, a ktoś zdradza po to, żeby potwierdzić swoje poczucie własnej wartości, którego nie ma w danym związku, bo dominacja drugiej strony powoduje, że ma obniżoną samoocenę. Ktoś inny zdradza, ponieważ ma zaburzoną osobowość i robi to niejako dla funu.

Ale są ludzie, którzy potrafią się po zdradzie dogadać.

Zdrada jest pewnego rodzaju kamieniem milowym dla związku. Dla jednych staje się kamieniem milowym do rozpadu związku, a dla innych – do tego, że ludzie zaczynają chcieć pracować nad związkiem, zrozumieć, dlaczego tak się stało, jakie przyczyny do tego doprowadziły, co można zrobić, żeby się nigdy nie powtórzyły.

Dla niektórych zdrada, paradoksalnie, staje się kamieniem milowym do udanego, dojrzałego związku, który trwa przez kolejne lata.

Obiegowa prawda, że jak ktoś zdradził raz, to zdradzi po raz kolejny, ma przełożenie na rzeczywistość?

To dotyczy tylko jednej grupy ludzi, która, kiedy zdradza, poszukuje poczucia własnej wartości i będzie rzeczywiście zdradzać zawsze. Często jednak ta zdrada wcale nie ma na celu zaspokojenia potrzeby seksualnej, a bardziej – zaspokojenie potrzeb pozaseksualnych, wynikających z takiej psychopatologii funkcjonowania danej osoby.

Są osoby, które zdradzą w życiu raz i nigdy nie zdradzą więcej, bo po pierwsze, nie radzą sobie z wyrzutami sumienia, a po drugie, całe życie im się posypało, przepracowali to potem w związku i już nigdy nie doprowadzą do sytuacji, w której to miałoby się pojawić w ich życiu po raz kolejny.

Czytaj więcej listów o zdradzie: “Mąż kłamał”, “Wszystko zaczęło się w głowie”, “Na nowo nauczyłam się cielesności”, “Moja przygoda kosztowała zbyt dużo”

A kiedy już się zdrada przytrafi, to przyznawać się czy nie?

Uważam, że jeśli się przyznać, to wyłącznie terapeucie, na pewno nie najbliższej osobie. Bo jeżeli ona nie wie, to dlaczego się przyznawać? Po to, żeby zrzucić swoje poczucie winy, przerzucić je na drugą stronę? Jeżeli zdradziliśmy, to sami się nie przyznajemy, a jeśli zostaliśmy złapani za rękę, to problem rozwiązujemy u terapeuty, a nie sami w domu przyznawaniem się bądź nieprzyznawaniem.

Co z osobami, które już zostały zdradzone raz, drugi czy trzeci i boją się zdrady w kolejnych związkach?

Takiej osobie należy powiedzieć, żeby się udała do terapeuty i to przepracowała, lepiej poznała samą siebie. Bo jeżeli analogiczny problem pojawia się w kolejnych związkach, to znaczy, że mój sposób interakcji z tą drugą stroną w pewnym momencie doprowadza do tego, że nasila się rozczarowanie moją osobą i dochodzi do zdrady. To nie jest przypadek.

Ale czy to nie sprawia, że ta osoba mierzy się z ogromnym poczuciem winy? A przecież w końcu to nie ona zdradziła, tylko została zdradzona.

Musimy sobie uświadomić jedno – że jeżeli ktoś został zdradzony, i to został zdradzony trzy razy, to albo dokonywał tak złych wyborów (a jeżeli dokonywał tak złych wyborów, to jest winien), albo ma w sobie jakiś mechanizm, który powoduje, że ta kolejna nowa osoba, z którą jest w związku, ma po pewnym czasie dosyć. Tak czy owak, trzeba by mieć lepszy wgląd w siebie, w to, co jest się w stanie zaoferować w związku. Ten, kto zdradził, okazał się słabszy, bo nie poradził sobie z kryzysową sytuacją, ale bardzo często osoba, która została zdradzona, walnie się do tego przyczyniła, więc trzeba się przyjrzeć i jednej, i drugiej osobie.

Czyli prawda jest zawsze gdzieś pośrodku?

Niekoniecznie pośrodku, ale gdzieś pomiędzy. Na pewno nie po jednej stronie.

Artykuł w Wysokich Obcasach