Parentyfikacja – dorosłe dzieci niedorosłych rodziców

Czasem na reklamach czy billboardach zdarza się widzieć następujący obrazek: rodzice smutni, czy nawet zapłakani, a dziecko stojące obok pociesza ich, mówiąc: „Wszystko będzie dobrze”. Scena taka może odbywać się w szpitalu, choć nie musi. Może odbywać się w domu, w parku, w sklepie. Jak najczęściej reagujemy na podobny widok? „O, jakie silne dziecko!”. „Jakie…

Czasem na reklamach czy billboardach zdarza się widzieć następujący obrazek: rodzice smutni, czy nawet zapłakani, a dziecko stojące obok pociesza ich, mówiąc: „Wszystko będzie dobrze”. Scena taka może odbywać się w szpitalu, choć nie musi. Może odbywać się w domu, w parku, w sklepie. Jak najczęściej reagujemy na podobny widok? „O, jakie silne dziecko!”. „Jakie dobre!”. Rozczulamy się, chwalimy taką „dzielną” postawę.

I nic gorszego robić nie możemy.

Za co tak naprawdę chwalimy dziecko? Za siłę, którą powinien wykazywać się rodzic. Oczywiście, jeżeli scena taka odbędzie się raz, nie ma w niej nic złego. Każdemu może zdarzyć się chwila słabości, w której przytulające dziecko będzie prawdziwą pociechą. Jeżeli jednak scena ta przekłada się także na inne czynności czy obowiązki i jest powtarzalna, wtedy role się odwracają. Dziecko staje się rodzicem swojego rodzica. To zjawisko właśnie kryje się pod nazwą parentyfikacji. Nie objawia się ona oczywiście tylko przy pocieszaniu rodziców. Można zrzucać na dziecko przeróżne obowiązki nieadekwatne do wieku: zajmowanie się rodzeństwem, sprzątanie całego domu, dokładanie się do domowego budżetu, rola spowiednika mamy/taty, rola sędziego w rodzicielskich sporach, powiernika tajemnic jednego z opiekunów. Rodzice mogą zachowywać się niedojrzale, nieodpowiedzialnie, mogą być pogrążeni w nałogu alkoholowym lub spędzać dnie i noce w pracy. Jak widać, spektrum jest szerokie i ograniczone jedynie przez rodzicielską wyobraźnię. Czym to grozi? Przecież dziecko silne poradzi sobie ze wszystkimi problemami, jakie czyhają na nie w dorosłym świecie. „Dziecko tytaniczne” staje się tytanem. I taki tytan wie, że wszyscy mogą na nim polegać, że sprosta każdemu wysiłkowi i zadaniu. Będzie zostawał po godzinach w pracy, podnosił na duchu znajomych, będzie wsparciem dla swoich rodziców i ostoją dla partnera, zaopiekuje się psem znajomych na wakacjach, zawsze pożyczy pieniądze. Jednak kto będzie pocieszycielem tytana?

Parentyfikowane dzieci wpadają w pułapkę bycia zawsze silnym, bycia zawsze najlepszym. Nie mogą zatem pozwolić sobie na chwilę słabości, bo przecież inni będą na pewno potrzebowali ich pomocy. Z resztą nikt nie chwalił ich nigdy za słabość, tylko za siłę. Zatem będą okazywać ją zawsze i wszędzie. Sami jednak będą czuć się samotni, niezrozumiani. Bo nikt ich tak naprawdę nie zna. Często włącznie z nimi samymi. Znają tylko siebie tytana. Nie wiedzą kim są w chwilach słabości, ludzkich chwilach. Tytani żyją w ciągłym napięciu, oczekiwaniu czy przypadkiem nie muszą kogoś w czymś wesprzeć. Mają problem z „odcięciem się” od rodziców, zarówno psychicznym, jak i często fizycznym (mieszkają niedaleko), bo przecież może trzeba podjechać do nich, udzielić szybkiej pomocy. Często mają problem z określeniem swoich emocji, odcinają się od nich. Mogą mieć w sobie żal do przyjaciół za niezrozumienie, do rodziców za przeładowanie obowiązkami, do partnera za brak pomocy czy wreszcie do samego siebie, że nie dają rady wszystkiego udźwignąć. Nie wyrażą go jednak, nawet sami przed sobą. Tytan nie czuje żalu ani słabości.

Dzieciństwo ma być dzieciństwem. Człowiek ma być człowiekiem. Tytani niech pozostaną jedynie w mitach. Dziecko może mieć obowiązki, jednak adekwatne do wieku, dorosły ma być odpowiedzialny, jednak nie za sprawy całego świata. Każdy ma prawo do swojego prywatnego szczęścia i samozadowolenia. Gdy czujemy, że tytan zaczyna pękać i panicznie się tego boimy, może warto udać się do terapeuty. Zwłaszcza, że bardzo często parentyfikowane dzieci wybierają właśnie ten zawód. Kto najlepiej pomoże w walce z tytanem niż ktoś, kto sam go pokonał?

Autor: Martyna Wrona